wtorek, 29 sierpnia 2017

#3 Percy Jackson, czyli jak znaleźć Piorun i nie zostać przy tym zabitym


Hej! 

Wracam dziś do Was po bardzo intensywnym tygodniu. Niewiele w nim miałam czasu na czytanie i z przyczyn niezależnych ode mnie, moje plany na cały tydzień z książkami legły w gruzach, tak samo jak plan na 7readup. Za to mam dziś dla Was recenzję książki: Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy: Złodziej Pioruna :) 




„Tak naprawdę nikt przecież nie może mnie zaatakować, prawda? To znaczy Olimp jest chyba odpowiedzialną instytucją?”

Po krótkiej wędrówce przez bookstagram i booktube, przekonałam się, że istnieje ktoś taki jak Percy i postanowiłam się z nim zapoznać.
Percy Jackson to 12-letni chłopiec, który w świecie ludzi postrzegany jest jako, no cóż, niezbyt bystry i niekoniecznie grzeczny chłopiec. Nie jest to rzadko spotykane zjawisko, bo przecież w każdej klasie znajdzie się jakiś rozrabiaka. Percy jednak nie jest takim zwykłym chłopcem, o czym przekonujemy się dość szybko. W pierwszej części serii Bogowie Olimpijscy okazuje się, że może on uratować świat przed wojną, musi tylko zwrócić Bogom to, co się zgubiło. Wraz z dwójką przyjaciół Percy opuszcza więc Obóz Herosów, a my wraz z nimi wyruszamy, by z zaciekawieniem obserwować ich przygody. 


Rzeka Styks (…) od tysięcy lat wy, ludzie, wrzucacie do niej wszystko, kiedy się przeprawiacie: nadzieje, marzenia i pragnienia, które się nigdy nie spełniły. A nikt nie zajął się poważnie wywózką śmieci, takie jest moje zdanie.” 

A teraz przechodząc do sedna. Polubiłam tę książkę, choć do miłości mi jeszcze daleko. W dużej mierze może być to podyktowane przez fakt, że jestem na niego za stara, ale możliwe też, że po kolejnych tomach przywiążę się, podobnie jak inni. Jeśli chodzi o styl pisania, to owszem, czuć, że to książka dla młodszego odbiorcy, chociaż narracja Percy’ego jest fantastyczna! Tego nie można Riordanowi odmówić, stworzył on przezabawny klimat, a przy okazji nie spłaszczył bohaterów (no, może trochę Bogów, ale oni są fajni, w tym swoim spłaszczeniu ;)). Główne postaci, za które uważać będę naszą dzielną trójkę dzieciaków –  Annabeth, Groovera i Percy’ego, mają swoje charakterki. Wbrew temu, co mignęło mi gdzieś przed rozpoczęciem książki, Annabeth wcale mnie nie denerwowała (być może zmieni się to przy kolejnych częściach). Wydawała mi się silną dziewczyną, która wie czego chce i nie boi się o tym mówić, dąży do celu jaki sobie postawiła i nigdy się nie poddaje. Owszem, jest trochę zarozumiała, a jej komentarze mogłyby zirytować, gdyby była naszą koleżanką, ale w książce zdecydowanie jej do twarzy ze swoimi cechami. Groover jest typową ciapą, przez co jest jedną z zabawniejszych postaci, nie zapomina on jednak o wartościach takich jak oddanie czy przyjaźń, co czyni go tą wersją ciapy, do której łatwo zapałać sympatią. I jest Percy – ze swoim ironicznymi komentarzami, wybuchami gniewu, złośliwością i podpadaniem wszystkim, którzy mają siłę, władzę, autorytet. 

„Zabawne, do jakiego stopnia ludzie potrafią sobie coś ubzdurać i następnie naginać wszystko do swojej wersji wydarzeń.”


Na pewno słyszeliście miliony pozytywnych opinii o książce, ale też setki porównań do innych dzieł literatury współczesnej. Nie będę oryginalna, ale nie mogę się powstrzymać. Uderzał mnie fakt podobieństw do serii Rowling. Naprawdę, już od samego początku. Zacznijmy od bohaterów: zbuntowany i silny Percy, który jako jedyny może zapobiec wojnie, Annabeth ze swoją niebywałą mądrością i ciapowaty Groover, który w swoich zachowaniach niejednokrotnie przypomina Rona. Trójka dzieciaków wyruszająca na misję i dzielnie stawiająca czoła przeciwnościom losu, nawet jeśli boją się ich silniejsi od nich. Mimo że Percy może przypominać czytelnikowi Harrego, irytował mnie o wiele mniej niż Potter. Może dlatego, że choć miał buntowniczy charakter, nie odgrywał się na ludziach, którzy chcieli dla niego dobrze. Może dlatego, że bardziej ufał ludziom i nie dramatyzował tak bardzo, a raczej skupiał się na tym, co się wokół niego dzieje, po prostu był bardziej ludzki. Za Harrym jako bohaterem, nigdy nie przepadałam, a Perseusza polubiłam. Sama konstrukcja fabuły jest jednak bardzo podobna. I nie linczujcie mnie, kocham Harrego Pottera, był czas kiedy szukałam książek, które choć trochę by go przypominały, tym samym sięgnęłam po Zakazaną Magię z Septimusem w roli głównej i choć obie dotyczyły magii, podobieństw tych było zdecydowane mniej.
Aby nie zdradzać Wam za dużo, powiem tylko: 3 główne postaci, podział na domy w Obozie Herosów, sam fakt istnienia Obozu Herosów, złe charaktery i tragedie życiowe – to wszystko jest na kształt serii Rowling. Niektórzy mówią także o podobieństwach do Igrzysk Śmierci – nie czytałam, więc nie będę się na ten temat wypowiadać. 

„Los Angeles jest zupełnie inne. Rozpostarte na ogromnej przestrzeni, trudno się w nim poruszać. Przypomina mi Aresa. Temu miastu nie wystarcza, że jest wielkie – musi jeszcze to udowadniać, zachowując się głośno, dziwacznie i niezrozumiale.” 

Choć te podobieństwa mogą momentami drażnić, a już szczególnie Potteromaniaka, to myślę, że nie ma sensu się tym zrażać, bo wydaje mi się, że kolejne części mogą przynieść pewne zmiany, ale o tym pewnie napiszę po ich przeczytaniu. Mimo wszystko akcja toczy się naprawdę szybko, nie ma czasu na nudę. Nie jest to jedna z tych pozycji, które skłonią nas do przemyśleń, czy też przeniosą na wyżyny emocji, ale jest świetna na wieczór, gdy mamy ochotę po prostu się pośmiać, perfekcyjnie nada się też na podróż. 

„Wpływała na mnie magia Hadesa, zupełnie jak wcześniej Aresa. Pan Umarłych miał we wzroku coś , co przypominało mi widziane niegdyś portrety: Napoleona, Hitlera i tych przywódców-terrorystów, którzy nakazują innym wysadzać się w powietrze. Hades miał tak samo świdrujące spojrzenie, ten sam rodzaj straszliwej, magnetycznej charyzmy.”

Powracając do pierwszego spotkania z Rickiem Riordanem, to mogę polecić tę książkę. Przede wszystkim młodszym osobom – w tej kategorii przyznałabym książce 9/10. Język powieści, szybka i lekka narracja, sympatyczni bohaterowie, zabawa z Bogami, która ułatwi ich zapamiętanie i przekonanie się do mitologii. Przy starszych czytelnikach – dla tych, którym wciąż pasują książki przygodowe, którzy kochają mitologię grecką i chcą się pośmiać i bardzo, bardzo lekko spędzić czas. Przy czym, oceniając ją z punktu widzenia dorosłego człowieka, przyznałabym jej 7/10.

A Wy, co sądzicie o książkach Riordana? Czytaliście, polecacie? 

Pozdrawiam serdecznie! 

sobota, 19 sierpnia 2017

#2- Pielgrzym, czyli rzecz o tym, że czasami łatwiej przepłynąć ocean niż pluskać się w wannie.


Dowody to tylko lista materiałów, które udało się zabezpieczyć. A co z tymi, których nie znaleziono? Jak je nazwać?” 



Dlaczego zdecydowałam się sięgnąć po tę książkę? Trudno powiedzieć. Chyba po zakończeniu przygód z Sebastianem Bergmanem, bohaterem kryminałów Hjortha i Rosenfeldta, potrzebowałam czegoś, co mogłoby być równie dobre. Tym samym trafiłam na setki pozytywnych opinii o Pielgrzymie i stwierdziłam – czemu by nie spróbować?  W ten sposób rozpoczęłam moją podróż przez dwie kultury, a może raczej dwie, całkowicie odmienne, cywilizacje. Jak się jednak okazuje – nie zawsze tak odmienne, jak nam się wydaje. Podróż przez najróżniejsze kraje i wydarzenia, wojny prawdziwe i te wewnętrzne, których nikt z nas nie chciałby być uczestnikiem. 


Zanim jednak o książce, wypadałoby zapoznać się z jej autorem, szczególnie biorąc pod uwagę, że jest to jego powieściowy debiut. Terry Hayes, czego dowiadujemy się z notki biograficznej, był dziennikarzem śledczym i scenarzystą filmowym, choć, jak sam twierdzi, książki chciał pisać od zawsze. Później zajmował się pisaniem scenariuszy filmowych i mimo że z ogromną przyjemnością obejrzałabym ekranizację Pielgrzyma, to mam wrażenie, że film nie odda tego wszystkiego, co pokazuje nam książka. Być może, jak sam twierdzi, pisanie scenariuszy pomogło mu w stworzeniu klimatu i całej atmosfery powieści, a z pewnością nauczyło go elementów takich jak budowanie napięcia i dynamiki, która sprawia, że powieść nie może nudzić, w dosłownie żadnym momencie.  Myślę, że możemy z niecierpliwością oczekiwać kolejnej książki Hayes’a, gdyż w wywiadzie, który pojawił się na Portalu Kryminalnym [klik, klik] przyznaje, że nad czymś pracuje. Tam też możecie się dowiedzieć nieco więcej o jego podejściu do życia, jak i do tworzenia. 

„W Koranie można przeczytać, że odebranie jednego życia niszczy cały wszechświat. I oto przed sobą miałem dowód na poparcie tej tezy: dwa tysiące siedemset wszechświatów unicestwionych w kilka chwil. Wszechświatów rodzin, dzieci, przyjaciół.” 

Paznokci, jak zapowiada nam na okładce Graham Masterton, może nie obgryzałam, ale Pielgrzym wciąga od pierwszej strony. Wszystko zaczyna się od znamiennej daty – 11 września 2001 roku, którą pamiętamy chyba wszyscy. Data ta oficjalnie uznawana jest za początek wojny z terroryzmem, choć gdyby przyjrzeć się temu bliżej, należałoby się poważnie zastanowić, kiedy ona się rozpoczęła i co było jej przyczyną. Czy rozpoczęli ja terroryści, czy może jednak baryłki ropy naftowej? Zdanie nieco wyrwane z kontekstu, ale wpisuje się ono również w klimat, który tworzy autor powieści. Książka sama w sobie stanowi mieszankę wybuchową. Naprzemiennie przedstawia nam historie Pielgrzyma, czy może Scotta Murdocha, który zostaje wciągnięty do poprowadzenia kluczowej dla bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych (i całego świata) sprawy, z historią pewnego mężczyzny, który ma owe bezpieczeństwo zburzyć, oczywiście – w imię wyższych wartości i z pomocą tego, w którego wierzy.  




Ciekawym problemem, który ujawnia nam się stopniowo na łamach książki, jest kwestia informacji. Czy wiedza, jak sądził Alvin Toffler, jest filarem władzy? Pielgrzym, już na pierwszych stronach, okazuje się autorem książki o technikach śledczych, z której z całkowitą skrupulatnością korzysta ktoś, kto popełnia zbrodnię. W mojej głowie migotało pytanie – jak wiele informacji powinniśmy ujawniać, ale też ile wad może posiadać ogólny i banalnie prosty dostęp do wiedzy? Wydawać by się mogło, że jest to zjawisko pozytywne, ale po kolejnych rozdziałach możemy odnieść wrażenie, że być może, powinniśmy bardziej uważać na to, jakie informacje pojawiają się w sieci. A może nawet, na ile taka powieść może stać się inspiracją dla kogoś, kto od lat zastanawia się nad sposobem unicestwienia pewnej części ludzkości. 


„Dziesiątki tysięcy więźniów przeszły przez obozową bramę, ale nie to jest najgorsze. Najgorsze jest to, że prawie nikt o nich nie słyszał, bo jest to liczba zbyt mała, by zarejestrowały ją sejsmografy dwudziestowiecznych tragedii. Jeszcze jedna miara postępu, że tak to ujmę.” 

Poza tym, że książka zbudowana jest na spisku, bardzo interesujące są fragmenty dotyczące historii, obserwacje na temat otaczającego nas świata  i kąśliwe komentarze głównego bohatera, które skłaniają również do przemyśleń. Nie tylko na temat problemów ogólnospołecznych, ale również w odniesieniu do relacji międzyludzkich, do miar, którymi powinno się określać bohaterstwo, do dylematów, z jakimi może się spotykać agent wywiadu. Pielgrzym jest wykreowany fantastycznie, ponieważ nie jawi nam się jako człowiek objawiony, morderca bez emocji, człowiek którego całym życiem jest służba Stanom Zjednoczonym. Nie do końca też wierzy w to, że można wyodrębnić strony dobre i złe. Niejednokrotnie staje twarzą w twarz ze swoją przeszłością, od której próbował uciec. Jego rozterki sprawiają, że staje się bardziej realny, a tym samym bardziej ludzki. Możemy go zrozumieć, a dzięki temu też polubić. Kibicować mu chyba musimy, bo w końcu co nam pozostaje? 

„Gdy przyjechałem do stadniny, miałem w sobie wiarę. W rock and rolla, w amerykański sen, w równość wszystkich ludzi.”

I wobec tragedii, jaką prezentuje nam książka, z pewnością wszyscy obywatele USA, a nawet całego świata, będą równi. Wszyscy mogą na niej ucierpieć. Nie jest to zamach dotyczący konkretnej grupy, nie jest wycelowany w świątynie, prezydenta, czy elity zasiadające na Wall Street. Zapowiadana tragedia ma być bardzo demokratyczna, co chyba przede wszystkim potęguje poczucie lęku i zagrożenia. Każdy w jej obliczu staje się potencjalną ofiarą.  

Książka jest też świetnym źródłem cytatów. Ja osobiście uwielbiam takie książki. Dialogi pojawiają się rzadko, ale nie wydają się potrzebne, a gdy już na jakiś się natkniemy, zazwyczaj jest wystarczający i bardzo realistyczny. 

Jeśli chcielibyśmy przyjrzeć się kreacji bohaterów, to jest ona pełnowymiarowa. Doskonale rozumiemy motywy przestępcy, odnajdujemy się w logice Pielgrzyma, ale także czujemy, że bohaterowie poboczni są prawdziwi. Nie są papierowi, nawet jeśli pojawiają się niezwykle rzadko. Nie przedstawia się ich w sposób bezpośredni, ale łatwo wyczuwamy ich cechy charakterystyczne, są takimi ludźmi, jakich mijamy na ulicach, o których wiemy, jesteśmy w stanie sobie ich wyobrazić, gdy jedzą obiad, czy sprzątają w pokoju, bądź też opiekują dzieckiem. 

Co spodobało mi się chyba najbardziej? Autor na końcu rozwiązuje wszystkie zagadki i problemy, które pojawiły się w międzyczasie. Książka nie kończy się w momencie zakończenia wątku głównego. Nie pozostawia nas z niedosytem i milionem pytań kłębiących się w głowie, na zasadzie: A co się stało z Panią z warzywniaka, która ukradła 5 złotych? To co najważniejsze zostaje rozwiązane,  co mnie niezmiernie ucieszyło. 


„Pusty plac budowy stał się czystym płótnem czekającym na farbę albo raczej ekranem, na którym skłonni byliśmy dostrzegać projekcję naszych najgorszych wspomnień.” 

O fabule więcej mówić nie będę, by tak jak dla mnie, każda kolejna strona była dla Was zaskoczeniem. Kiedy tylko zaczniecie czytać – zrozumiecie dlaczego. Książce przyznałabym ocenę  8/10. Nie lubię przyznawać dziesiątek, bo zawsze liczę na to, że coś mnie zaskoczy i tak wgniecie w fotel, że na tę dziesiątkę zasłuży. Dziewiątkę przeznaczam dla tych książek, które sprawiają, że naprawdę nie mogę przestać czytać, co nie znaczy, że ta książka taka nie jest. Po prostu moja ocena jest subiektywna, a ja jednak bardziej lubuję się w kryminałach i zagadkach. 

Komu mogę polecić Pielgrzyma? Chyba spokojnie – wszystkim. Jest tam trochę brutalnych scen, ale mogę zapewnić, że gry komputerowe bywają bardziej brutalne. Każdy, kto lubuje się w sensacjach (dla mnie to mimo wszystko bardziej powieść sensacyjna, niż typowy thriller), miłośnicy kryminałów również znajdą w nim coś dla siebie. 

Zdaje się, że to John Irving […] powiedział, że pisanie scenariusza filmowego jest jak pływanie w wannie, a pisanie powieści jest jak pływanie w oceanie.” 

Te słowa Autor zdecydował się zamieścić w podziękowaniach, a ja na koniec chciałabym powiedzieć – Brawo Hayes! Świetna robota! O wiele lepiej wychodzi Ci poruszanie się po głębokich wodach oceanu, niż chlupanie się w wannie. Choć nie mam większych zastrzeżeń w odniesieniu do filmów, które oglądałam, gdzie tworzył on scenariusz, wydaje mi się, że sukces Pielgrzyma doskonale świadczy o tym, jak bardzo Autor lubi przestrzeń i głębię ;). 

I to już wszystko na dziś! A czy Wy czytaliście Pielgrzyma? Jak Wam się podobał? Jakich wrażeń Wam dostarczył? Do jakich przemyśleń zmusił? A jeśli nie, to może planujecie go przeczytać, bądź też nie jest to Wasz gatunek? 


czwartek, 17 sierpnia 2017

#1 - TBR na 7readup

Witam wszystkich! 

Z tej strony Cass - dziewczyna, która uznała, że jak zaczynać to z przytupem. Czytam, bo lubię, ale miesiące przyglądania się i poznawania książkowej społeczności sprawiły, że zapragnęłam stworzyć swoje własne, przytulne miejsce, gdzie mogłabym dzielić się moimi spostrzeżeniami i wymieniać opinie. 

Czego możecie się tutaj spodziewać? Z pewnością pojawi się niejeden kryminał, może coś obyczajowego, sensacyjnego, czasem wpadnie jakaś młodzieżówka, może nawet książka dla dzieci ;). Poza tym, jeśli trafi się coś inspirującego, to podzielę się z Wami tym, o czym szumi w książkach polityczno - filozoficznych, co słychać w marketingu, na co warto zwrócić uwagę, jeśli będziecie poszukiwać tworów o komunikacji. Mam nadzieję, że ten miszmasz mimo wszystko będzie lekkostrawny. 

Aby jednak nie przedłużać - zbliża się 7readup, a ja zapragnęłam wziąć w nim czynny udział. Zasady i informacje możecie znaleźć tutaj [klik,klik].  Więc moje typy i zadania przedstawiają się następująco: 

(na zdjęciu brakuje jednej książki, ale nie mogłam jej znaleźć) 

1. Zawisnąć - "Ekspozycja" Remigiusza Mroza. Nie będzie to dla mnie lekkie starcie i zobaczymy czy podołam, ponieważ z Mrozem moją pierwszą przygodę uznaję za nie do końca udaną. Może przy innej okazji napiszę o tym coś więcej, tymczasem zdradzę tylko, że zachwalany wszem i wobec Behawiorysta był dla mnie lekturą przeciętną. 



2. Gdziekolwiek- "Ocean na końcu drogi" - Neila Gaimana. Koniec drogi to także gdziekolwiek, prawda? ;) 

3. Paraliżować -informacja o tym, że jest się półbogiem potrafi sparaliżować prawda? A co dopiero kiedy musimy jako nastoletni chłopiec odzyskać piorun Zeusa? Tym samym moja propozycja do tej kategorii to "Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy: Złodziej Pioruna" Ricka Riordana. 



4. Klasyczny - niezastąpiony Orwell i jego "Rok 1984".
  
5. Sprawa - Jo Nesbo - Trzeci Klucz - po udanej podróży przez trzy pierwsze części serii z Harrym Hole, czas rozwikłać wspólnie kolejną zagadkę! 



6. Powstawać -Jessica Khoury - "Zakazane życzenie". Jak przypuszczam powrót dżina po 500 latach do świata, w którym trwa wojna: ludzie vs. dżiny, może kojarzyć się z powstawaniem. Powstaje też podobno miłość, a także dylemat, czyli chyba pasuje!

7. Ważniak -ah, gdybym jeszcze nie skończyła całej serii Hjortha i Rosenfeldta od razu wiedziałabym, że idealnie pasuje tu Sebastian Bergman i mogłabym oddać się mojej miłości względem jego osoby. Wobec tego może po prostu spróbuję przeczytać "[geim]" - pierwszą część trylogii Andersa De La Motte. Z opisu wynika, że Henrik HP Pettersson to 30 letni kombinator i próżniak, więc zakładam, że może być też ważniakiem. 


8. Neurologia - jedna z trudniejszych kategorii, z którą miałam ogromny problem. Ostatecznie stanęło na Pielgrzymie, głównie ze względów powiązań medycznych, których nie chcę zdradzać. Jestem jednak już w trakcie jego czytania, więc jeśli na coś wpadnę, być może zmienię zdanie albo po prostu nie będę go liczyć. 


9. Wygotowywać - "Wigilia Wszystkich Świętych" Agaty Christie. Będzie to moje pierwsze spotkanie z tą znaną, szanowaną i powszechnie chwaloną autorką. Mała Joyce zostaje utopiona w wiadrze z wodą..., a woda przecież mogła się gotować!


10. Niewyżyty- "Pentagram" - Jo Nesbo, Harry może nie jest niewyżyty tak dosłownie, ale jak przystało na skandynawskiego komisarza w każdej części znajduje sobie jakąś kobietę. 

Łącznie wychodzi 3154 stron (bez Pielgrzyma) - prawie niewykonalne :P Ale do zaliczenia maratonu potrzeba 7 centymetrów zmierzonych grzbietów. Te, bez Pielgrzyma, wynoszą 24 cm. A wystarczy 7! Więc na pewno dam radę zaliczyć wersję light :)

Dajcie znać czy i Wy bierzecie udział w tym maratonie? A może postawiliście na trwający teraz Kluchaton? :D

Pozdrawiam!
Cass


Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia