Pokazywanie postów oznaczonych etykietą forman. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą forman. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 19 października 2017

#13 Byłam tu - trochę na temat bólu istnienia.



„Jak człowiek może osiągnąć taki stan? Jak to możliwe, by zdecydować się na śmierć, a potem zająć się bieżącymi sprawami jakby nigdy nic? Jeśli to da się zrobić – czemu nie dało się żyć dalej?”

Ta recenzja jest niespodziewana. Teoretycznie powinien się tu pojawić Pierwszy Śnieg, który skończyłam czytać wczoraj. Miałam w planach sięgnięcie po Charlotte Link, ewentualnie Cudowne tu i teraz, tylko że żadnej z tych książek nie mogłam znaleźć. Zapadły się jak kamień w wodę albo jak pilot, kiedy akurat chcę pooglądać telewizję (rzadko spotykane zjawisko, a jednak się zdarza!). Pod ręką leżała książka Gayle Forman – „Byłam tu”. Kupiłam ją na całkiem fajnej promocji w księgarni Świat Książki, w przypływie kompulsywnych zakupów wywołanych wszechogarniającym mój mózg napisem SALE. Kosztowała mnie całe 14.99 i raczej nie spodziewałam się po niej zbyt wiele, ot, pozycja młodzieżowa, taka na chwilę relaksu.

„Nie mają pojęcia, o czym, u diabła mówią. Nie wiedzą jak to jest budzić się rano i czuć tylko gniew. Nic więcej, co pozwoliłoby przetrwać dzień. Jeśli zostanie mi on odebrany, będę jak otwarta rana. Bez szans.”

Zaczęłam ją czytać wczoraj późnym wieczorem i wywołała u mnie sporo mieszanych emocji. Zacznijmy od fabuły – młoda dziewczyna popełnia samobójstwo. Jej bliska koleżanka, wciągnięta w wir żałobnych uroczystości, przeżywa tę śmierć na swój sposób. Od pierwszych stron czujemy jej gniew. Na początku wydaje się on bardzo nieprzystający do sytuacji i mówiąc wprost – egoistyczny. Rodzice jej przyjaciółki, z którymi główna bohaterka – Cody – była bardzo związana, proszą ją o drobną przysługę. Przywiezienie rzeczy Meg z akademika. Cody podejmuje się tego zadania, a sekwencja zdarzeń z jaką się zderza sprawia, że zaczyna odczuwać potrzebę zrozumienia motywów, które kierowały jej przyjaciółką.



Rozmowy, po których następnego dnia zataczałyśmy się z niewyspania, ale były one nam równie niezbędne do życia jak choremu transfuzja. Momenty nadziei rozsypane jak brokat na ciemnej tkaninie małomiasteczkowego życia.”  

Powiem szczerze, że zwykle męczy mnie styl pisania, którym posługuje się autorka. Książka niemalże nie zawiera opisów miejsc, w których główna bohaterka się znajduje. Na całość składają się krótkie zdania, które przedstawiają nam sytuacje, ewentualne opisy tyczą się głównie bohaterów, dialogi są dość proste. Długo zastanawiałam się, czy ten styl mi przeszkadzał w tej książce, ale wydaje mi się, że nie. Co więcej, mam wrażenie, że ta prostota prowadzonej narracji sprawiła, że sedno problemu zostało wyeksponowane idealnie, że cała nasza uwaga została skoncentrowana na głównym wątku. Samobójstwo jest tematem, który ostatnio w literaturze młodzieżowej pojawia się stosunkowo często, mimo wszystko ta książka mnie ujęła. Pokazała problem w surowy sposób. Przepełniony bólem i ciszą dom rodzinny, przyjaciele i znajomi, którzy żyją gniewem i niezrozumieniem, niepotrzebne już rzeczy, które kiedyś były dla kogoś ważne.

„Kiedy zbieram się do wyjścia, Sue pakuje mi tuzin babeczek na drogę. Są pokryte złotym i różowym lukrem. Urocze, radosne kolory. Nawet jedzenie kłamie.”

Akcja dzieje się w niewielkim miasteczku, więc nieodłącznym elementem są krytyczne uwagi mieszkańców, którzy z pełnym przekonaniem uznają, że rodzice powinni zauważyć, że coś jest nie tak. Zawsze mnie to poraża, ale wszyscy się z tym spotykamy. Rodzice powinni wiedzieć, widzieć, zapobiec. Ale przecież to tak nie działa. Pozornie wszyscy są przecież przejęci i przesyłają kwiaty, laurki z wyrazami współczucia, dzielą się uściskami. Pod pozorami kryje się jednak prawda, o której nikt nie chce wiedzieć. Po śmierci pozostaje więc nie atencja, nie zainteresowanie, nie wieczny podziw. Nie będzie pomników i tego co po niej zostało. Pozostaje tylko pustka.



„Istnieje różnica między zażywaniem naturalnych substancji – takich jak peytol – w celu uczestniczenia w doświadczeniu rozszerzającym świadomość, a pozwalaniem, by banda robotów w lekarskich kitlach manipulowała chemią twojego mózgu. Oni potrafią sprawić, że będziesz czuła i myślała określone rzeczy. Czytałaś „Nowy wspaniały świat”? Te najnowsze cudowne leki to nic innego jak Soma. Rządowo produkowany narkotyk, mający wytłumić wszelką indywidualność i zdusić opozycję. Odczuwanie swoich uczuć jest aktem odwagi.”

Cody podążając szlakiem, który pozostał po Meg, stara się zrozumieć nowe życie przyjaciółki, które pojawiło się, gdy wyjechała na studia. W między czasie dowiadujemy się więcej o życiu bohaterów drugiego planu. O ich drodze, problemach rodzinnych, relacjach, jakie panują w ich domach. Świetne jest to, że choć Gayle jest pisarką amerykańską, świat który wykreowała, równie dobrze pasuje do naszych realiów. Nie jest to życie bogatych dzieciaków z dobrej dzielnicy. Bohaterowie są różnorodni i niestereotypowi. Wywodzą się z różnych środowisk, muszą sobie radzić ze swoimi problemami i życiem, nawet kiedy sytuacja nie sprzyja dobrym decyzjom. Podoba mi się również sposób ukazania relacji międzyludzkich. Każdy bohater ma tu dwie strony, nie ma postaci z gruntu złych, jak i tych idealnych, podobnie zresztą, jak w realnym życiu.



„Piekło to inni ludzie.”

Moim zdaniem autorka zrobiła przy tej książce świetną robotę, myślę też, że sporo emocji kosztowało ją stworzenie tego wszystkiego. Widać zaangażowanie i walkę o to, by przedstawić problem tak, aby jak najlepiej odzwierciedlał on rzeczywistość. Dużo mówią nam na ten temat ostatnie strony, w których zdecydowała się zawrzeć refleksje na temat powstawania książki oraz osobiste przemyślenia zarówno na depresję, jak i życie głównych bohaterów.

„Odmowa podjęcia leczenia depresji niczym się nie różni od odmowy podjęcia leczenia anginy. Wyobraźcie sobie, że ktoś chory na nią nie chce przyjmować antybiotyków ani leżeć w łóżku. To właśnie zrobiły one. Dostał diagnozę anginy i szukały porad w sieci. A tam przeczytały, że powinny codziennie wypalać paczkę mocnych papierosów i uprawiać jogging w deszczu.”

Wydaje mi się też, że książka niesie naprawdę mocne przesłanie i jest istotna. Szczególnie teraz, gdyż żyjemy w czasach, w których problem depresji jest coraz częstszym zjawiskiem, a liczba prób samobójczych, właśnie wśród młodych ludzi, wzrasta systematycznie, z roku na rok. Myślę, że tej pozycji udało się uniknąć efektu nadmiernej ekspozycji samobójstwa, a jego prezentacja nie była gloryfikacją. To ważne, przede wszystkim dlatego, że autor, który decyduje się na powzięcie na warsztat, tak trudnego tematu, musi liczyć się z konsekwencjami, jakimi może być na przykład tzw. Efekt Wertera, czyli wzrost liczby samobójstw po ekspozycji motywu samobójstwa. Z podobnym efektem stykamy się, gdy osoba znana i rozpoznawalna podejmie taki krok, a także kiedy spotkamy się z tym w naszym najbliższym otoczeniu. 

„Życie bywa ciężkie i piękne, i skomplikowane także. Ale oby było jak najdłuższe. Z perspektywy długiego życia widać, że niczego nie można przewidzieć. Że okresy ciemności przychodzą i odchodzą – czasem wspierane dużym wysiłkiem – ostatecznie pozwalając słońcu świecić dalej."

Podoba mi się również to, że autorka zdecydowała się podkreślić, iż depresja to choroba. Wiem, że to jest wiadome, jak i, że to trudny temat, ale w dobie, kiedy internetowe poradniki pt. Jak walczyć z depresją, radzą ludziom by wyszli na spacer lub wzięli się do roboty, a na forach internetowych można przeczytać niewybredne komentarze, które w postach wybitnie depresyjnych upatrują nieudacznictwa życiowego, wydaje się ważne, by powtarzać te słowa do znudzenia. Dzięki słowom, które autorka zdecydowała się przekazać czytelnikowi, jeszcze bardziej utwierdziłam się w przekonaniu, że ta pozycja jest warta uwagi. Nawet jeśli początkowo miałam do niej bardzo mieszane uczucia.



Jeśli jesteś w ciemnościach, może ci się wydawać, że tak już będzie zawsze. Że będziesz się w niej błąkać samotnie. To nieprawda. Tam na zewnątrz są ludzie, gotowi pomóc ci odnaleźć wyjście.” 

Wiem, że te słowa także brzmią jak pusty slogan, szczególnie dla osoby, która zmaga się właśnie z tym trudniejszym etapem w życiu. Mimo wszystko uznałam, że warto je przytoczyć. Pozycja zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie. Myślę, że nie jest to lekka lektura, choć czyta się ją naprawdę w tempie błyskawicznym, to w głowie kłębią się przy niej naprawdę różne myśli, a potem trudno się od tych rozważań odciąć. Gotowa jestem przyznać jej 8.5/10 punktów. Poruszyła we mnie pewną strunę, wzruszyła mnie, doprowadziła do tego, że nie mogłam jej odłożyć i głęboko utkwiła w moich myślach. Komu bym ją poleciła? Myślę, że młodym odbiorcom powinna się spodobać, bo i do młodzieży jest skierowana. Nie mówię, że spodoba się wszystkim, bo chyba nie ma takiej książki, która wszystkim by się podobała. Być może, jeśli ktoś przeczytał już dużo pozycji dotyczących tej tematyki będzie mniej zadowolony, choć akcja jest poprowadzona na tyle dobrze, że w zasadzie wyczekuje się zakończenia i rozwiązania tej sprawy, trochę jak w kryminale. Ja nastolatką już nie jestem, ale przyznam, że książka nie jest infantylna, więc jeśli kogoś starszego zainteresuje, to język autorki, jak i kreacja bohaterów, raczej nie odstraszają. 

Tak czy inaczej – polecam. J Dajcie znać, jeśli ją czytaliście, co o niej sądzicie. A może czytaliście inne powieści dotyczące tematu samobójstwa? Lubicie tę autorkę? Polecacie inne pozycje jej autorstwa?

Pozdrawiam Was serdecznie!

Cass

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia