niedziela, 24 września 2017

#8 [geim], czyli Nerve dla dorosłych.



„Przygoda bez ryzyka to tylko je*any Disnayland! Najwyższy czas dokładnie sprawdzić, gdzie mieszka królik.” 

O książce Nerve zapewne słyszało wielu z Was, prawda? Domyślam się, że motyw gry w książkach również poruszany był niejednokrotnie, choć ja kojarzę jedynie te dwie pozycje (jeśli Wy jakieś znacie i polecacie to piszcie w komentarzach! Chętnie poznam więcej). No i mnóstwo amerykańskich sensacyjnych filmów. Porównanie tych dwóch książek mimo wszystko nasuwa się samo. Jeśli chcecie podsumowania pozycji [geim] w trzech słowach, to właśnie porównanie do Nerve będzie oddawało najwięcej. Czytając te książkę od pierwszej strony zastanawiałam się – co było pierwsze? Według strony goodreads pierwsze wydanie Nerve pojawiło się w 2012 roku, natomiast [geim] jest książką szwedzkiego pisarza, która swą premierę miała w roku 2011. Niewykluczone więc, że autorzy obu tych dzieł, w tym samym momencie wpadli na podobny pomysł. Szczególnie, że motyw gry, w której człowiek otrzymuje nagrody za dobrze wykonane zadania i jednocześnie zdobywa popularność oraz sławę w sieci jest chwytliwy. Mimo wszystko bardzo podobna konstrukcja, jedynie przeniesiona w świat nastoletni, może budzić pewne podejrzenia co do inspiracji dziełem Andersa de la Motte. Po długiej wędrówce przez ten przeklęty internet, od którego przecież wszystko się zaczęło (a może od smartfona?), doszłam do tego, iż prawdopodobnie był to mimo wszystko niezależny proces twórczy autorów. Otóż prawdopodobnie pierwsza edycja książki [geim] miała swą premierę w Stanach Zjednoczonych w 2013 roku, a wątpię by autorka Nerve zaczytywała się w literaturze pisanej po szwedzku. Ciekawe, czy tamtejsi czytelnicy mieli podobne odczucia, jeśli chodzi o pewne podobieństwo tych dwóch pozycji.

„Według jednej gazety HP był prawicowym ekstremistą, według drugiej – wręcz odwrotnie – lewicowym aktywistą. Punkt widzenia zależał więc od punktu siedzenia redakcji. Z kolei kanały telewizyjne wolały widzieć w zdarzeniu dzieło międzynarodowego terroryzmu (…). Ale wszyscy Ci przemądrzali buce z tytułami akademickimi byli w błędzie! (…) Był tylko on. „The single shooter. A man with a mission.”

[geim] opowiada więc o grze, w której uczestnik za pomocą telefonu dokumentuje wykonywane przez siebie zadania i zdobywa punkty. Każde zadanie ma swój określony stopień trudności oraz, co ważne, przypisaną kwotę, którą można uzyskać za jego wykonanie. Henrik HP Petterson, bo tak nazywa się główny bohater, jest zapatrzonym w siebie egoistą, który uważa, że jego życie już dawno stanęło na krawędzi. Wydaje się też, że ze wzgórza skoczyła jego moralność i poczucie odpowiedzialności, a to co zostało pragnie aprobaty, podziwu, respektu, sławy, a także pieniędzy, bo praca Henrikowi nie idzie za dobrze, raczej stawia on na zwolnienia chorobowe oraz pomoc opiekuńczego państwa. Fabuła rozpoczyna się, gdy znajduje on telefon, który z chęcią by sprzedał, gdyby nie fakt, że coś przykuwa jego uwagę. Wraz ze znalezionym telefonem rozpoczyna się gra, w której każdy ruch pozornie zależy od uczestnika. 



To strach jest instrumentem władzy bracie. Instrumentem o niezwykłej sile. Wystarczy zagrać odpowiednią melodię, a ludzie padają na kolana, myślą o jakichś idiotycznych sprawach, przestają walczyć o rzeczy naprawdę dla nich ważne, na przykład o wolność słowa i poglądów, czy inne podstawowe prawa człowieka. To działa po obu stronach.” 

Jeśli chodzi o styl pisania Autora, to początkowo mocno mnie odstraszał, ale z czasem stał się dla mnie oczywistą częścią postaci Henrika. Otóż w książce pojawia się cała masa wulgaryzmów, szczególnie w pierwszych rozdziałach. Mam wrażenie, że był to celowy zabieg, którego zadaniem było pokazanie czytelnikowi, z jakim typem bohatera ma do czynienia. Z czasem język jakby złagodniał albo po prostu przestałam zwracać uwagę na pojawiające się sformułowania, co uważam za plus. Narracja jest intensywna i szybka. Akcja goni akcję, trochę jak w filmie sensacyjnym. Język jest bardzo surowy, zimny i myślę, że w co delikatniejszych osobach może wzbudzać początkową odrazę, wspomniane wyżej nadużywanie przekleństw.

„Nieszczególnie zaprzątał sobie tym głowę. Szwedzki kodeks karny nie uwzględniał kradzieży samochodu jako takiej. Zabór pojazdu w celu krótkotrwałego użycia, to tyle co nic.” 

Historia toczy się dwutorowo. Poza Henrikiem ważną postacią w powieści jest Rebecca – pracująca w policji kobieta, która za wszelką cenę chce być najlepsza w tym, co robi, a jej życie toczy się w zasadzie wyłącznie wokół pracy. Henrik jest faktycznie egocentrycznym i narcystycznym facetem. To też może być początkowo irytujące, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że nie robi nic pożytecznego. Rebecca natomiast w tym aspekcie jest jego przeciwieństwem – często nie wierzy w siebie, musi udowadniać sobie swoją wartość, podobnie jak innym wokół, również ze względu na jej płeć. Patrząc na bohaterów: obie te postaci mogą być irytujące i wiem, że niektórym z pewnością ciężko będzie je polubić. Oboje są specyficzni, nie wydają mi się stereotypowi, nie jest to też wynikiem odtworzenia pewnej kliszy. Choć HP Petterson może się wydawać wariacją na temat złośliwych i egocentrycznych śledczych, jakich poznajemy w norweskich kryminałach, to nie jest identyczny, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że śledczy zwykle przynajmniej pełnią pozytywną rolę w odniesieniu do społeczeństwa, potrafią mu się przysłużyć i chociaż na tę chwilę ogarnąć swoje życia, HP tego nie potrafi. Ponadto ma wyraźne problemy z rozgraniczeniem dobra i zła, a ludzie szybko go opuszczają, no i ciężko im się dziwić – trudno z nim wytrzymać. 


„Sądząc po długości fali upałów, globalne ocieplenie wyrabia pewnie nadgodziny.”

Teraz coś, co mnie zaskoczyło. Mimo że nie sympatyzowałam za bardzo z żadnym z bohaterów, to książka mnie do siebie przekonała. Nawet jeśli im nie kibicowałam, to chciałam poznać ich dalsze losy i dowiedzieć się, jakie podejmą decyzje. Minusem były rozmowy przez komunikatory, które jak dla mnie brzmiały dość sztucznie, trochę jak z epoki, gdy z internetu korzystaliśmy przez modem i nikt jeszcze nie wiedział, o co w tym wszystkim chodzi. Ale to drobny szczegół, bo zresztą nie było ich wiele. 

Wciąż nie mógł przestać marzyć o tym, żeby jakimś cudem wrócić i znów znaleźć się w świetle reflektorów. Był jak kundel szukający uznania, który choć zaliczył od Pana liścia w mordę, wciąż przykleja się do kolejnych nóg i próbuje z nimi kopulować, mimo, że znów dostanie.” 

Przejdźmy teraz do akcji. Momentami książka była zdecydowanie przerysowana. Jeśli po nią sięgniecie – zrozumiecie, o co mi chodzi. Sklasyfikowana jest jako kryminał/thriller/sensacja, ale nie do końca przypomina inne znane mi skandynawskie kryminały. Anders de la Motte sam wspomina, że lubi balansować pomiędzy skandynawskim a angielskim stylem pisania i to widać [wywiad z autorem z 2010 roku, czyli zaraz po napisaniu pierwszej części trylogii]. Ja książkę ulokowałabym bliżej sensacji i jak na powieść sensacyjną jest świetna. Czyta się ją podobnie szybko jak Pielgrzyma i chce się poznać zakończenie. Więc nawet jeśli dostrzeżemy w niej całą masę mankamentów, wydaje mi się, że trudno będzie odstawić ją na półkę. Sama gra jest przemyślana i dla takiego laika jak ja – wszystko było na swoim miejscu, no może poza kilkoma akcjami, które chyba postanowiły odlecieć w krainę rodem z „Niezniszczalnych”. Co więcej, dobrze jest zwrócić uwagę, że jest to debiut Autora i na niektóre rzeczy można przymknąć oko, a jak będzie (i czy będzie) się rozwijał - dam Wam znać w recenzjach kolejnych części.



„Medytacja sponsorowana przez Marlboro. Zawsze działa.” 

Co warto dodać, Autor pracuje jako dyrektor ds. bezpieczeństwa w szwedzkiej firmie IT. Być może to sprawia, że motyw gry wyszedł mu naprawdę nieźle i myślę, że jesteśmy w stanie wyobrazić sobie coś takiego w naszej rzeczywistości. Poza tym książka obficie wyposażona została w teorie spiskowe. Chętnie zobaczyłabym więcej elementów pochodzących z „gry”, jak na przykład kartoteki graczy, a tylko z jedną taką mamy do czynienia, co jest super fajnym zabiegiem. Czytając zakończenie, ogarnęło mnie ogromne zdumienie i sprawiło, że musiałam otworzyć kolejną część, by dowiedzieć się, co będzie dalej. Zdecydowanie wgniotło w fotel.

Ocena na jaką w moim odczuciu zasługuje książka to 7/10. W przeciwieństwie do Nerve nie znajdziemy tu wątków nastoletnich kłótni, miłości rodem z liceum, balansowania na krawędzi życia z zazdrości, więc jeśli to było to, co przekonało kogoś do Nerve, nie ma co na siłę próbować szukać tego w [geim]. Natomiast mamy do czynienia z jasnymi motywami, dla których człowiek daje się wplątać w jakąś szaloną rozgrywkę. Gdy pomyślę o głównym bohaterze, to wyobrażam go sobie jako takiego Stathama w Adrenalinie, któremu poklask potrzebny jest by żyć, bo inaczej w swoim życiu nie widzi on sensu. Widzę mężczyznę obrażonego na świat, pokłóconego z rzeczywistością, który w ten sposób odreagowuje swoje rozczarowanie i upokorzenie społeczne. Odradzam wszystkim, których razi wulgarny i mocno kolokwialny styl prowadzenia narracji, bo pewnie cena płacona irytacją, będzie wysoka. 


„Mange miał świra na punkcie kontroli w sieci. Napisał nawet list do gazety oraz manifest przeciwko firmie zajmującej się rozpoznaniem radiowym i przeciwko dyrektywie UE o naruszaniu praw własności intelektualnej. Działał też w Partii Piratów. Oczywiście wszystkie te wolnościowe slogany wcale nie brzmiały fałszywie w ustach bananowych liberałów, którzy całymi dniami szaleją na Google’u, blogach, Twitterze i fejsie, a w supermarkecie z zadowoleniem wykorzystują kartę klienta i kupują orkiszowy makaron albo ekologiczną srajtaśmę w promocji. Oferta specjalnie dla Ciebie! Jasne, taka była cena wolności.”

A czy Wy czytaliście [geim], a może Nerve? Jestem ciekawa, co sądzicie zarówno o jednej, jak i o drugiej pozycji. Lubicie tego typu literaturę, gdzie mamy do czynienia z czymś w rodzaju rzeczywistości rozszerzonej? I czy irytują Was wulgaryzmy w tego typu pozycjach, czy akceptujecie je, jako coś pomocnego w kreacji postaci? 

Dziękuję Wam za wszystkie komentarze! Uwielbiam je czytać i dowiadywać się o Waszych odczuciach!

Buziaki, 
Cass.






23 komentarze:

  1. Książka wydaje się być ciekawa, jednak chyba nie w moim klimacie :)

    Buziaki
    korczireads.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię dobre książki, a dzięki Twojemu blogowi mogę mieć je podane na tacy :) obserwuję!
    www.olimarcinkiewicz.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Pierwsze, o czym muszę wspomnieć, to nie recenzja czy książka sama w sobie, ale Twój sposób pisania. Podoba mi się styl, którym się posługujesz, z przyjemnością przeczytałam w całości to, co miałaś do powiedzenia. Naprawdę, trafiasz do mnie, a - jak zawsze - i w tej kwestii jestem krytyczna i wymagająca. Jeśli o samą książkę chodzi, to nie przypuszczam, bym ją przeczytała. Powodów jest kilka, jedne mniej ważkie, inne bardziej, ale przede wszystkim obawiam się, że nie byłabym gotowa zapłacić tej ceny, o której wspominasz. Nie lubię książek irytujących. I o ile same wulgaryzmy mi w zasadzie nie przeszkadzają, jeśli czemuś służą i są używane z głową, o tyle czuję w kościach, że sposób prowadzenia narracji zbyt mocno grałby mi na nerwach. Najwidoczniej nie jest to pozycja dla mnie, choć koncepcja nie wydaje się najgorsza...

    Pozdrawiam ciepło,
    S.
    nieksiazkowy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Niestety to nie mój gatunek, ale polecę koleżance :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam książki z Czarnej Serii - mam wrazenie, że oni po prostu wydają same dobroci. Okładka jest bardzociekawa i urzekająca mimo rozbryzganej wszędzie krwi ;) a jeśli chodzi o treść - coś czuję, że to książka dla mnie

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak do tej pory czytałam "Nerve" i byłam zachwycona! Dlatego też coś czuję, że i ta książka przypadnie mi do gustu :)
    Pozdrawiam, Daria z book-night

    OdpowiedzUsuń
  7. Czytałam Nerve i mi się podobała książka, chociaż miała tam jakieś swoje wady :) Ta również brzmi ciekawie, zainteresowałaś mnie, więc będę miała ją na uwadze :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie czytałam Nerve. Nie wiem, czy ta książka by mi się spodobała, bo to nie do końca moje kliimaty.

    OdpowiedzUsuń
  9. Mam całą trylogię u siebie, ale wciąż nie mam motywacji żeby się za nią zabrać ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja właśnie nie wiem czy te wulgaryzmy by do mnie trafiły. Ale nie ma innego sposobu jak przekonać się samemu..

    OdpowiedzUsuń
  11. Bardzo podoba mi się pomysł na tę książkę. Wydaje się być bardzo interesujący :) Nie czytałam żadnej z wyżej wspomnianych książek, bo na "Nerve" było zbyt wielkie "bum", a kiedy ja czytam takie pozycje to przeważnie mi się nie podobają, a o "geim" pierwszy raz słyszę. Jednak z Twojej recenzji wnioskuję, że czytanie tej lektury to byłaby niezła przygoda :)

    Pozdrawiam,
    oliviaczyta.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. "Nerve" nie czytałam, oglądałam jedynie film, szczerze mówiąc średnio mi się podobał. Co do wulgaryzmów jestem w stanie je znieść, o ile postać naprawdę tego wymaga, jednak raczej unikam takich pozycji.

    Pozdrawiam
    ver-reads.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  13. Pasjans ma motyw gry, ale nie wiem czy w takim samym sensie jak Nerve i geim :/
    Sama nie wiem czy przeczytam tę książkę. Mimo że sam zamysł mi się spodobał, reszta niestety nie :( Ale kto wie, może kiedyś...
    A wulgaryzmy mi nie przeszkadzają, jeśli są sensownie użyte, a czasami jest ich po prostu zbyt wiele
    POCZYTAJ ZE MNĄ!

    OdpowiedzUsuń
  14. Bardzo dobra recenzja <3 Jak na razie czytałam tylko Nerve, ale z chęcią przeczytam też tę książkę, zapowiada się ona dość ciekawie. Podoba mi się koncept rzeczywistości rozszerzonej, lubię takie klimaty. Jeśli chodzi o mój stosunek do wulgaryzmów, to głownie zależy to od postaci i stylu autora- jednak kiedy jest ich trochę dużo, to zaczynają mi one przeszkadzać.
    -Ash

    OdpowiedzUsuń
  15. Nigdy nie słyszałam o tej książce, natomiast Nerve oglądałam tylko film i mi się podobał. Raczej za takimi książkami nie przepadam, ale może kiedyś :)

    Pozdrawiam!
    Niebieskie Iskry

    OdpowiedzUsuń
  16. Nigdy o tym tytule nie słyszałam, dziękuję, że mi o nim napisałaś :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Nie miałam styczności z tą książką. Jednak uważam, że warto poświęcić jej swój czas.
    Serdecznie pozdrawiam.
    www.nacpana-ksiazkami.blogspot.de

    OdpowiedzUsuń
  18. Nie słyszałam o tej książce, zapalonym graczem też nie jestem, ale dziękuję za ciekawą i szczegółową recenzję :)

    Pozdrawiam 🐺
    shevvolfxczyta.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  19. Na razie nie mam w planach tej serii ;)

    OdpowiedzUsuń
  20. Mam w planach tę serię już od jakiegoś czasu, a po Twojej opinii stwierdzam, że musze się za nią zabrać jak najszybciej.
    www.book-and-lifestyle.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  21. No proszę, ciekawe, że mimo bohaterów irytujących i nie dających się lubić, książka tak Ci się spodobała. Nie często zdarza się taka sytuacja u czytelników, dla których bohater jest tym, co do książki przyciąga, prawda?
    Nie lubię wulgaryzmów i w życiu prywatnym staram się ich unikać, podobnie jak ludzi, którzy nie potrafią sformułować jednego zdania bez wulgarnej wstawki. W książkach jestem je jednak w stanie przebaczyć, jeśli mają swoje wytłumaczenie i wyraźny powód. Henrika więc bym nie polubiła, ale jeśli o to właśnie autorowi chodziło, nie mogę się do nich przyczepić:)
    Pozdrawiam cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
  22. Nie czytałem ani jednej, ani drugiej; może sięgnę w przyszłości, dla mnie recenzja brzmi zachęcająco. :)
    Sam staram się nie przeklinać i razi mnie to nieco w codziennym życiu, kiedy wulgaryzmy zastępują przecinki, kropki, wykrzykniki, litery, znaki zapytania etc. Sam klnę naprawdę rzadko, zazwyczaj wściekły albo cytując.
    Jednak w książkach odbieram to trochę inaczej. Ma to być odwzorowanie rzeczywistości, a w rzeczywistości zachodzą sytuacje jak wspomniana powyżej. Mimo to nadal czuję się źle, jeśli co drugie słowo to taki "przecinek". W wypowiedziach moich postaci użwam wulgaryzmów, jeśli ich charakter tego wymaga, ale nie w narracji. Co za dużo to niezdrowo. :/

    Pozdrawiam
    Nikodem

    OdpowiedzUsuń
  23. Nie czytałam żadnej, ale bardzo chcę sięgnąć choć po jedną z nich :) Świetna recenzja, podziwiam Twój talent do ich pisania :)
    justmajka.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za dotrwanie do końca!
Będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz po sobie znak w komentarzu, wyrazisz swoją opinię, podzielisz się i zaakcentujesz swoją obecność.
Chętnie zajrzę do Ciebie :)

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia