czwartek, 23 listopada 2017

#17 Gdzie jest Święty Mikołaj i czy przeczyta mój list w ciężarówce coca-coli?


Hej wszystkim :)

Wiem, że recenzji dawno nie było, ale zniknęłam gdzieś w środku Dworu Skrzydeł i Zguby, którego nie mogę wozić w autobusie i doszłam do połowy Mitologii Nordyckiej, która jest bardziej mobilna i nadaje się do torebki. Listopad nie jest dla mnie łaskawy jeśli chodzi o czas, w związku z czym moje postępy czytelnicze możemy uznać za znikome, natomiast głęboko wierzę, że grudzień przyniesie poprawę w tym aspekcie.

Ale żeby nie było, że zniknęłam i porwało mnie ufo (albo uciekłam do Laponii wraz z ciężarówką coca-coli), wrzucam Wam dzisiaj krótką listę książek, które chciałabym dostać na gwiazdkę. Do większości z nich byliście dla mnie inspiracją :D Wy i Wasze recenzje.

1. J. Nesbo - Policja i Pragnienie - dwa ostatnie tomy, których jeszcze nie posiadam. Co prawda póki co jestem na etapie Pierwszego Śniegu, ale dwa kolejne wczoraj trafiły na moją półkę, a pewnie kiedy zacznę czytać, to nie będę mogła skończyć.

2. A. Rogoziński - Do trzech razy śmierć, Lustereczko powiedz przecie oraz Jak Cię zabić, kochanie? - instagram i blogosfera pokochały tego Autora za lekkie pióro i poczucie humoru. Ja chcę go pokochać równie mocno i mieć szansę na odrobinę rozrywki :)

3. C. Gray - Tysiąc odłamków Ciebie i Dziesięć tysięcy słońc nad Tobą - wpadłam na wiele recenzji tych pozycji. Jedne naprawdę dobre, inne trochę mniej. Bardzo chcę się przekonać, czy mi się spodobają, bo sama fabuła i motyw podróży w czasie, bardzo mnie przyciągają.

4. E. Rodzeń - Przyszłość ma Twoje imię - pokochałam autorkę za świetną powieść "Dziewczyna o kruchym sercu", którą niestety czytałam tylko w formie ebooka. Wierzę, że ta będzie równie dobrze napisana, więc chętnie się z nią zapoznam.

5. A. Edwardson - Taniec z Aniołem - jest to pierwsza część wielotomowego cyklu kryminalnego. Jeśli mnie znacie, to wiecie, że nie znoszę zaczynać cykli od środka, dlatego chciałabym sięgnąć po pierwszy tom, by zdecydować, czy dalsza przygoda z autorem będzie tym, na co mam ochotę.

6. M. Knedler - Nie całkiem białe Boże Narodzenie - ta książka przykuła moją uwagę na instagramie. Nie ukrywam, że zauroczyła mnie jej okładka, a fakt, że to jest kryminał tylko utwierdził mnie w swojej decyzji. Nie miałam styczności z autorką, ale chętnie poznam jej twórczość.

7. Ch. Galfard - Wszechświat w Twojej dłoni - o tej książce po prostu marzę odkąd pojawiła się w sklepach, mimo wszystko jakoś nie miałam jeszcze okazji by ją zakupić, w związku z tym myślę, że to byłby idealny prezent od Świętego Mikołaja. Szczególnie, że okładka jest iście magiczna.

8. M. Witkiewicz, A. Rogoziński - Pudełko z marzeniami - dwójka polskich autorów, których pokochali prawie wszyscy w podobno bardzo ciepłej opowieści. Obok tej pozycji nie sposób przejść obojętnie.

9. M. Kordel - Serce z piernika - she_vvolf zachwalała, a ja bardzo bym chciała poznać tę przytulną opowieść i zatopić się w niej! :)

10. D. Gluhovsky - Tekst - oj, to co się stało z siecią w momencie, kiedy ta książka trafiła w ręce blogerów, jest nie do przeoczenia. Po prostu - must read.

11. J. Niven - Wszystkie jasne miejsca - od dawna chciałam przeczytać tę książkę, ale jakoś nie miałam okazji, więc trafiła na moją listę :D.

12. P. Kalanithi - Jeszcze jeden oddech - po udanej przygodzie z Pacjentką z sali numer 7 naszła mnie ochota na książki dotyczące tego typu zagadnień, a że czytałam wiele dobrych recenzji, postanowiłam, że to będzie kolejna propozycja i podpowiedź dla Świętego.

 [W przyszłym tygodniu mam zamiar wrócić do Was z recenzją ostatniego Dworu!]

Nie wiem czy Święty Mikołaj przeczyta mój list i weźmie pod uwagę moje marzenia, ale chyba byłam grzeczna w tym roku, więc mam nadzieję, że chociaż kilka z tych pozycji zasili moją biblioteczkę. Książek, które chciałabym przeczytać jest o wiele, wiele więcej, ale moje chwilowe zachciewajki dotyczyły tych właśnie pozycji.

Czy Wy tworzycie swoje listy świąteczne? Może chcecie mi coś jeszcze podpowiedzieć? Macie jakieś swoje bożonarodzeniowe typy? Czytaliście książki, które wymieniłam? Polecacie?

Ja jestem już na etapie kompletowania świątecznych prezentów. W tym roku chociaż kilka udało mi się zakupić w listopadzie, by nie biegać w grudniu w tłumie ludzi i nie czekać na przesyłki, które zwykle gdy nam się spieszy postanawiają zakrzywiać czasoprzestrzeń i znikać w jej odmętach. Lubicie świąteczne zakupy? Kupujecie komuś książki? Czy też macie tak, że kiedy kupujecie komuś książkowy prezent, to nie możecie powstrzymać się od zamówienia czegoś dla siebie, tak przy okazji? :D


sobota, 11 listopada 2017

#16 Pacjentka z Sali numer 7, czyli co warto czytać w zatłoczonej poczekalni Nocnej Pomocy Lekarskiej.



„Wódz Pocahontas jest małą kobietką, która patrzy śmierci prosto w oczy i zdaje się mówić >>Dwanaście lat studiowałam, suko!<<”

Przyznam szczerze, że dzisiaj będzie mniej spójnie, a bardziej prywatnie. Mniej recenzyjnie, a bardziej blogowo. Nie szablonowo, a abstrakcyjnie. Bo dzisiaj na salony wkracza książka młodego lekarza, stażysty – Baptiste Beaulieu, który stworzył coś, co rano sprawiło, że się śmiałam, leżąc w łóżku. Po południu, że próbowałam opanować się w autobusie, a wieczorem - wizyta w Nocnej Pomocy Lekarskiej, pewnego nieco zniszczonego przez los i wiek szpitala, wydała się bardziej przyjazna, nawet jeśli ludzie, no cóż, byli tacy jak to zwykle bywa w poczekalniach.

 „Nie lubię słowa śmierć. Nie umieramy: dosiadamy tęczowego ogiera, który zabiera nas na rodeo po chmurach, przy dźwiękach Lucy in the sky with Diamonds.”

Kochani moi, więc zapowiadam Wam już na początku, że dzisiaj odrywamy się od szarej rzeczywistości i zapominamy o tym, jak często czuliśmy się poszkodowani. Dzisiaj myślimy w tych kolorowych barwach. Proszę Was, byście czytając tego posta spróbowali sobie przypomnieć, jak często lekarze Wam pomogli, jak któryś poprawił Wam humor, dlaczego kochaliście swojego ulubionego pediatrę i czemu oni byli tacy fajni, gdy sugerowali, by anginę leczyć lodami!

„Rafael jest zły na cały świat, a cały świat ma to gdzieś.”

No więc o czym tak naprawdę może być książka młodego lekarza? Jest o pacjentach, o chorobie, o życiu. Jest siedmiodniową historią ciężkiej choroby, z bardzo humorystycznym zacięciem na pierwszym planie. Gdzieniegdzie autor sprawia, że nie możemy przestać się śmiać, choć wizyty w szpitalu do przyjemnych nie należą, by chwilę potem sprowadzić nas na ziemię obrazem przemijania i bólu. Tak, sądzę, że mimo swej irracjonalności i nieprzystawalności do rzeczywistości, wolę wyobrażać sobie pobyty w szpitalu tak, jak pokazuje mi to Baptiste, niż sugerując się kasowym filmem Botoks.

 Śmierć przeprowadza czystki personalne.”

Szpital ma pięć pięter. Jeśli zdecydujecie się sięgnąć po książkę, to autor z przyjemnością wytłumaczy Wam, jaką ideologię stworzył do tego układu. Główny bohater jest częstym gościem najtrudniejszego z nich, bo tego, które jest najbliżej nieba. Spędza nieliczne wolne chwile z kobietą, którą pragnie zatrzymać na ziemi. Choć na chwilę, dwie. Aby to zrobić – snuje historie, opowiada anegdotki, kreuje życie na oddziale, z którego ono ucieka.

 „Mieć wrażenie, że jest się leczonym przez prawdziwego lekarza, to już pięćdziesiąt procent wyzdrowienia. Efekt placebo lekarza. A że jestem spryciarz i jeszcze nie do końca opanowałem technikę, więc placebuję swoich pacjentów wizerunkiem „młody-przyszły-stary-profesor” medycyny.”

W książce pojawiają się historie, które trudno nam sobie wyobrazić. Raz tragiczne, raz śmieszne, czasem wzruszające. Kiedy tylko coś nas za bardzo poruszy, autor skutecznie przechodzi do standardowej konwencji - terapii śmiechem, a może raczej, jak sam definiuje cel powstania książki – uczłowieczania zarówno lekarza, jak i pacjenta. Bo będąc po którejkolwiek ze stron, dla tej drugiej występujemy w jakiejś roli. Baptiste próbuje pokazać nam, że wszyscy jesteśmy ludźmi.

„Przegraliśmy wojnę – pisze na koniec – ale czuję się mniej nieszczęśliwa, dzięki temu, że stoczyłam ją i przegrałam u pana boku.”

Ja doskonale zdaję sobie sprawę, że autor albo był na haju związanym z powołaniem do pracy z ludźmi, albo faktycznie skorzystał z wiedzy, które leki dają najprzyjemniejsze efekty, gdy nie stosuje się ich zgodnie z ulotką, kiedy momentami odpływał do świata różowych jednorożców i lekarzy, którzy by pacjenta nie bolało, zaczynają śpiewać i tańczyć, a przynajmniej stepować. Whoa, serio. Myślę, że jesteśmy na podobnym poziomie abstrakcji, w obu tych przypadkach (ale jeśli spotkaliście się z taką sytuacją, to ja koniecznie chcę poznać tę historię! :D).

„Jego głowa jest wypełniona dymkami z komiksów. On nie je, on robi >mniam,mniam<, nie zakłada endoprotezy kolana, tylko robi >stuku, puku<. On nie śpi, on robi >zzzzzz<.”

Wiele wątków wyda się nam naprawdę niemożliwych, ale mimo tych niemożliwości, książka nie traci na wartości. Nie jest to reportaż, nie są to realne obrazy ze szpitalnych sal i korytarzy. To koncept, który autor stworzył, by wciągnąć czytelnika tak, by ten nie mógł się oderwać. Ale ja naprawdę jestem skłonna sobie wyobrazić siebie, leżącą na szpitalnym łóżku i zaczytującą się w tej pozycji, by trochę osłodzić sobie swoje położenie i myślę, że wyszłoby mi to na zdrowie!


Poza Baptiste poznajemy innych stażystów, którzy przedstawieni są jak jedna, wielka rodzina. Zamieszkują Dom Lekarza.  Wspierają się, kiedy tylko mogą. Zmieniają, pomagają, podtrzymują. Są dla siebie tratwami, które w razie wypadku pomogą dopłynąć do bezpiecznego brzegu. W tle migocze nam starsze pokolenie lekarzy, trochę bardziej zmęczonych, racjonalnych, mniej emocjonalnie podchodzących do każdego przypadku, który pojawi się w szpitalnym holu.

„Zły dzień. Życie jest niezwykłe, jeśli patrzycie na nie pod niezwykłym kątem. W przeciwnym razie to tylko słoik gówna.”

Świetnym zabiegiem jest fakt, że autor postanowił pobawić się imionami. Naprawdę! Poznajemy państwa Freudów, pana Nietzschego. Ktoś inny będzie nazwany Mazda, a znana pani doktor przyjmie przydomek - Wódz Pocahontas. To niesamowicie ubarwia powieść. Tak naprawdę bardzo lekko i powierzchownie przechodzimy przez temat wielu chorób, problemów z jakimi mierzą się i pacjenci, i lekarze. Nie, z tej książki nie dowiemy się, jak naprawdę wygląda życie osoby chorej na raka, czy jak bardzo demencja niszczy ludziom życie. Nie poznamy końca, kresu, w jego realistycznej formie, więc jeśli ktoś tego oczekuje, to ta pozycja z pewnością tego nie odda. To brzmi trochę jak krótka laurka dla twarzy, które udało mu się zapamiętać, przegląd zebranych historii. Ale laurka napisana ciekawym językiem, która sprawia, że świat wygląda, może wciąż jak „słoik gówna”, ale chociaż ładnie opakowany.

„Kot nie pamięta, ale walkiria Thrud go rozpoznała, spotkali się trzy tygodnie wcześniej. Dokładnie w dniu, w którym zmieniła zdanie na temat lekarzy i odkryła delikatność chirurgów ortopedów (a zapewniam was, że słowo delikatny i ortopeda niezwykle rzadko idą z sobą w parze!)”

No i proszę. Autor mówi, że delikatny ortopeda to oksymoron. A ja Wam przysięgam, że moi ortopedzi byli świetni w tym, co robili! Sympatyczni, delikatni, łagodni. Pojawiał się zwykle tylko jeden problem – każdy z nich uważał, że tylko on wie co robi, a ten drugi jest po prostu partaczem. W związku z tym, gdy jeden włożył mi nogę w gips, a drugi gips zdejmował, to dowiedziałam się, jak tragicznie to było wykonane! Analogiczna, lecz odwrotna sytuacja wydarzyła się, kiedy „uszynowili” moją rękę. „Kto Pani to zrobił?” – pytali! A najważniejsze w tym wszystkim jest to, że zarówno noga, jak i ręka, są w pełni zdatne do użytku. Moi koledzy, którzy łamali się zdecydowanie częściej niż ja, potwierdzą moje słowa.



 „Jeśli zegar jest punktualny, to ja jestem spóźniony.”

We mnie ta książka obudziła wiele pozytywnych emocji i postanowiłam się z Wami nimi podzielić. Oczywiście, wiele razy spotkałam się z niezrozumieniem i niechęcią, ale ileż to razy wychodziłam z gabinetu z uśmiechem na twarzy. Czasem z prostej przyczyny – ktoś wreszcie wpadł na pomysł, jak mi pomóc. Jako dziecko dlatego, że lekarz zamiast „aaaaa”, chciał bym mówiła „eeeee”, a dla małej wersji mnie to było bardzo zabawne. Wtedy, kiedy gorączka i angina przed maturą postanowiły utrudnić mi życie, a lekarz uparcie twierdził, że muszą mnie przecież wpuścić z lodami na salę egzaminacyjną. Dlatego, że ktoś mnie nie oceniał. A najmocniej w moją pamięć wryło się takie, absurdalnie mało ważne zdarzenie, kiedy to otrzymałam karteczkę z widniejącym na niej zdaniem „Cass jest zdrowa”, którą swobodnie mogłam operować, kiedy świat miał do mnie pretensje. Wraz z komentarzem, że jeśli ktoś będzie miał wątpliwości, to mam go kierować do mojego lekarza. I wiecie co, miło jest pomyśleć o tych dobrych momentach, zamiast wciąż denerwować się na te złe. Dzisiaj też kazali mi mówić „eeeee”. I choć dziś już wiem, że to nie jest żart, to wciąż mnie to śmieszy :D.

„To jest właśnie prawdziwe życie, to nie telewizja, nie ma aniołków na skraju ośnieżonego dachu, a cuda się nie zdarzają.”

Na koniec smutna konstatacja naszego życia. Nie ma aniołków, nie ma cudów, nie ma czarodziejskich różdżek i kamienia filozoficznego. Ale jesteśmy my. Dzisiaj, tutaj, teraz. Przechodząc przez kolejne strony tej książki warto pomyśleć o czymś dobrym. Zdać sobie sprawę, że życie jest teraz i tu, a nie za miesiąc, rok, dwanaście. Często o tym zapominamy. Ba! Ja w ogóle o tym nie pamiętam. Ale książka wpadła do mnie w odpowiednim czasie i spróbowała mi przypomnieć.

„Dwie minuty później, w windzie, która zjeżdża do laboratorium dzierżę w dłoni strzykawkę, niczym Wolność wiodąca lud na barykady swój sztandar.”

Jeśli ktoś dotarł do tego momentu i nie zasnął, bądź też nie przewinął strony w przypływie narastającej potrzeby ziewnięcia – chylę czoła! Książka nie spodoba się każdemu – tak myślę. Często jest bardzo realistyczna w opisach, które nie wszystkim przypadną do gustu. Może też wywołać pewien rodzaj niechęci w ludziach, którzy mają bliską styczność, czy to z medycyną jako taką, czy też z chorobą. Trywializacja tych zjawisk może wydać się dla niektórych bolesna, śmiech z pewnych rzeczy – niekulturalny, nieelegancki, nie na miejscu. Biorę poprawkę na to, że personel medyczny też musi oswoić się z tym, co nieuniknione. Niekiedy tym, co pozostaje, by zachować zdrowe zmysły, jest śmiech. Przyznaję jej ocenę 8/10. Jestem przeszczęśliwa, że udało mi się wpaść na tę pozycję, bo to było to, czego akurat potrzebowałam – fajna, lekka lektura.


Znacie jakieś powieści w podobnym klimacie? Jeśli macie ochotę, podzielcie się ze mną w komentarzu jakąś miłą anegdotką, sytuacją, którą przeżyliście w ramach swojej styczności z lekarzami : ) A może macie jakiegoś swojego ulubionego, którego nie oddalibyście za żadne skarby świata? Myślę, ze ta pozycja to dobry powód do tego, by o tym powiedzieć :D 

sobota, 4 listopada 2017

#15 Krótkie podsumowanie października (z przeziębieniem w tle).


Postanowiłam, że choć katar i kaszel nie dają mi żyć (kto ma tak samo - palec do budki, łączmy się w bólu, niech zarazki przekonają się, że mamy przewagę liczebną!), dam radę napisać krótkie podsumowanie października, bo czas goni, a za chwilę pewnie skończy się listopad, a wtedy to już święta i na co komu będzie moje podsumowanie minionego miesiąca, prehistoria.

A tak na poważnie, moja odporność w tym roku naprawdę przebija samą siebie i już któryś raz z kolei postanowiła zrobić sobie urlop i wyjechać w ciepłe kraje, zostawiając mnie w tym zimnym i pełnym zarazków klimacie. W związku z czym moje czytanie podupadło, a ja sama przewracam się głównie z boku na bok zastanawiając się, czy znajdę pozycje, w której uda mi się przeleżeć więcej niż 15 minut.

Korzystając z momentu, gdy aspiryna (ten post nie zawiera lokowania produktu!)  połączyła swoje działanie z malinową herbatą, a ja w prezencie otrzymałam chwilę dobrego samopoczucia, postanowiłam napisać luźniejszy post - podsumowanie października.

Zaczynając od początku - październik upłynął mi pod znakiem kryminałów, a dominującym autorem zdecydowanie był pan Nesbo.



Pierwszą przeczytaną w tym miesiącu książką był Pentagram, który przyczynił się do tego, że Nesbo na dobre wrócił w moje łaski. Po mniej udanej przygodzie z Trzecim Kluczem i Czerwonym Gardłem okazało się, że dalej jest coraz lepiej. Otrzymał ocenę 8/10 i cóż powiedzieć - gorąco polecam.



Idąc za ciosem chwyciłam za Wybawiciela. Tu klimat zdecydowanie bardziej sensacyjny, choć zagadka kryminalna również stała na wysokim poziomie. Pochłonęłam tę książkę i czekałam na więcej. Przyznałam 8/10 i polecam nie tylko miłośnikom kryminałów, ale też tym, którzy lubią powieści sensacyjne, trzyma w napięciu, brawa dla autora, za kolejną udaną pozycję!



Tym samym z niecierpliwością sięgnęłam po Pierwszy Śnieg, w którym nie dość, że spotkałam seryjnego zabójcę, to do tego świetnie skonstruowanego. Jak być może wiecie z recenzji książka również mi się bardzo podobała. Otrzymała ode mnie notę 8.5/10 i gorąco polecam, przede wszystkim dlatego, że pewnie warto ją przeczytać, zanim obejrzy się film.



Niestety, dalsze części serii z Harrym Hole jeszcze nie stoją na mojej półce. W związku z czym zrobiłam sobie chwilę wytchnienia od klimatu morderców i śledczych, z braku lepszego pomysłu chwyciłam Byłam tu - Gayle Forman. Książka ta ma w sobie coś fajnego, choć styl pisania autorki nie należał do moich ulubionych, to przyzwyczaiłam się do niego i w gruncie rzeczy pasował do książki. Jeśli ktoś jest ciekawy czegoś więcej, zachęcam do przeczytania recenzji, ale pozycję polecam. Fajna młodzieżówka w surowy sposób przedstawiająca problem samobójstwa - 8/10.



W między czasie w Biedronce rzucili książki po dyszkę. No i jak tu się nie skusić? Poskutkowało to tym, że zakupiłam "Krew na śniegu" - Nesbo, by zabić tęsknotę za Harrym. Nie wiem, czy na blogu pojawi się dłuższa recenzja tej pozycji, dlatego póki co powiem Wam tylko, że nie jest to kryminał, do jakich autor nas przyzwyczaił. Mam wrażenie, że książka bardziej eksponuje pewien problem społeczny, pokazuje nam, skąd wywodzą się mroczne umysły, co siedzi w ich duszy, niż wciąga w kryminalną zagadkę. Moja ocena to 5.5/10, ponieważ miałam duże trudności, by ostatecznie przebrnąć przez te, jedynie 180 (!) stron. Raczej nie polecam, a szczególnie na początek przygody z autorem, bo można się zrazić.

Tradycyjnie więc chyba przeczytałam pięć książek, z tym że z zadowoleniem stwierdzam, że aż cztery z nich były naprawdę świetne! Więc bilans uznaję za naprawdę udany!


Jeśli chodzi o zdobycze książkowe tego miesiąca to są to:

  • Dziewczyny, które zabiły Chloe
  • Stalkerzy 
  • Diabolika 
  • Krew na śniegu 
  • Mitologia Nordycka 
Większość zakupiona w promocyjnych cenach w supermarketach. Jedynie Diabolika pochodzi ze świetnej promocji na znak.com.pl. Którą z nich najbardziej polecacie? 

W filmy październik nie owocował, co w dużej mierze też wynikało z braku czasu. Obejrzałam 88 minut, w którym główną rolę grał Al Pacino. Film trochę lat już ma, jednak jeśli ktoś go jeszcze nie widział, to serdecznie polecam, a jeśli widzieliście, to dajcie znać, co sądzicie :) 

Z seriali króluje Belfer, choć nie jestem póki co zachwycona tym, co twórcy przedstawili nam w dwóch pierwszych odcinkach. Mam nadzieję, że fabuła rozkręci się i będzie zmierzać w tę stronę, za którą pokochałam pierwszy sezon. Oglądacie Belfra? Macie jakieś swoje spostrzeżenia na ten temat? 

A muzycznie dominuje u mnie w tym miesiącu delikatny polski rock, może trochę przypominający ballady rockowe. W tle gra Koniec Świata, ewentualnie Romantycy Lekkich Obyczajów. Natomiast piosenka, którą chciałam Wam szczególnie polecić to: 


"Więc może lepiej już ten pokój? Te cienie oba? 
Ten brzeg łóżka, lampka wina i szklanka whisky? 
A kryzys? Proponuję pielęgnować.
Bo, kto wie, czy to nie ostatnia ludzka rzecz w tym wszystkim. 
Bo cała reszta proszę Pani na zakręcie, 
bo reszta stoi proszę Pana na głowie."

Ostatnia Prosta (Łona&Webber), z płyty nowOsiecka+, czyli wariacje artystyczne odnoszące się do twórczości pani Osieckiej. Cudna piosenka, bardzo podoba mi się taka interpretacja. 

I to chyba wszystko, co mogłabym Wam zaprezentować w tym miesiącu. A jak Wam minął ten jesienny miesiąc? :) Koniecznie dajcie znać w komentarzach! 





Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia